International

sobota, 4 kwietnia 2015

Węgry -­ Dzień III -­ Sárospatak

Niedziela, ostatni ­ trzeci dzień naszej wyprawy. Przede wszystkim postanowiliśmy się wyspać.
Na śniadanie wstaliśmy później. Obsługa hotelu powitała nas pyszną kawą i uśmiechami :). Po śniadaniu, krótki spacer do sklepu i do winniczki w celu zakupienia win.

W drodze powrotnej postanowiliśmy zwiedzić zamki w okolicznych miejscowościach i poszukać czerwonego Tokaja. Wyczytaliśmy, że miejscowość Olaszliska jest znana z czerwonego Tokaju, więc kierunek został ustalony. Niestety nie udało nam się znaleźć ani kropelki czerwonego wina :/..., a szkoda, gdyż z poprzedniego razu wiemy, że jest ono wyjątkowe.

Sárospatak

Dalej pojechaliśmy do Sárospatak. Miasto było ważnym punktem na szlaku handlowym.  Ze względu na swoje położenie ­ blisko granic trzech państw, jego historia przedstawia się ciekawie. Może także pochwalić się naprawdę pięknym Zamkiem Rakoczego. Nie mieliśmy już czasu na zwiedzanie wnętrz, więc ograniczyliśmy się do spaceru po dziedzińcu i murach. Ta część udostępniona jest bez opłat. W przypadku chęci zapoznania się z wnętrzami należy zakupić bilet i poczekać na przewodnika.

Zamek Rakoczych (Rakoczi Var)

Zamek Rakoczych (Rakoczi Var)

Zamek zaliczany jest do najcenniejszych warowni węgierskich. Był zamieszkały przez węgierską arystokrację. W trakcie powstania anty-habsburskiego, ze względu na swojego ówczesnego właściciela Ferenca II Rakoczego, siedzibą ruchu oporu. Po zakończeniu powstania rodzina Rakoczych została wygnana z posiadłości. Część zamku ­ mury obronne, część wieży ­ zostały wysadzone w powietrze. W kolejnych latach następni właściciele zamku poddawali go przebudowom i dostosowywali do aktualnego stylu. W efekcie zamek oraz przylegający ogród przedstawiają prawdziwy, wyjątkowo ciekawy koktajl architektoniczny od średniowiecznego stylu, gotyku, przez renesansowe elementy, po nowoczesny, urokliwy plac zabaw dla dzieci z mini-tyrolką.
Osobom, które mają więcej czasu na zwiedzanie miasta polecamy także tutejsze termy.
Pogoda i tym razem nam nie dopisała. Wiatr skutecznie zniechęcił nas do długiego zwiedzania.

Droga powrotna: przez Sárospatak -­ Slovenskie Nowe Mesto -­ Koszyce -­ Piwniczną ­ Kraków.
Porównując trasę Węgry- Polska z I dnia naszej wycieczki i rasę Węgry - Polska z III dnia, zdecydowanie polecamy pierwszą -­ lepsza droga i szybszy czas przejazdu.

Węgry ­ Dzień II ­- ZOO w Nyíregyháza

Dzień zapowiadał się dość aktywnie.

Plan: wyjazd ok. g 8:30 do Nyíregyházy do ZOO (karmienie rekinów o 9:30) i na Termy.
Powrót i zwiedzanie uliczek Tokaju.

ZOO w Nyíregyházi 

Adres zoo:
Nyíregyházi Állatpark Nonprofit Kft.
4431 Sóstófürdő, Sóstói út
Strona ZOO w Nyiferhazie w języku polskim



Do Nyíregyházy dojechaliśmy w ok. 30 min. Niestety okazało się, że w soboty nie ma karmienia rekinów :( ale i tak czekało na nas dużo atrakcji.
ZOO zaskoczyło nas już od pierwszych kroków ­ 30 hektarów zwiedzania (!), 500 gatunków, 5000 osobników, ciekawy podział umożliwił poznanie zwierząt charakterystycznych dla każdego kontynentu.
Tuż przy wejściu Antarktyda z basenem z pingwinami, obok drugi zbiornik z wielkimi lwami morskimi, które można było oglądać przez szybę lub z widowni znajdującej się nad akwarium. Idąc dalej, napotkaliśmy leniwe białe niedźwiedzie, wylegujące się na słońcu.
Po “zimnym kontynencie” czas na Zieloną Piramidę z Oceanarium i Lasem Deszczowym. Czekał nas spacer na powierzchni 4000 metrów kwadratowych, na trzech poziomach. Po przekroczeniu progu, weszliśmy do... wielkiej dżungli. Ptaki śpiewały, szumiała woda, spadająca z wodospadu wysokiego na 10 m. A wokół palmy, wiszące mostki na linach, liany. Spacer w tej części bardzo nam się podobał, mogliśmy się poczuć choć trochę jak w Afryce.

Druga część ­ Oceanarium ­ zrobiła na nas duże wrażenie. Podobnie jak w Barcelonie, znajduje się tu przeszklony tunel, w którym można oglądać rekiny, ryby, a także (ku uciesze dzieci) nurków ­ pracowników ZOO. Kolejnym punktem naszej wycieczki było zwiedzanie części ZOO ukazującej florę i faunę Australii, gdzie mieliśmy okazję m.in. wejść do pomieszczenia, w którym ptaki latały nad głowami zwiedzających ­ włosy rozwiewał powiew powietrza spot skrzydeł ­ a tuż obok, leniwiec powoli wspinał się po linach w górę.

Dużą atrakcję (nie tylko najmłodszych uczestników wyjazdu ;)) była przejażdżka na wielbłądzie (koszt ok 1000 forintów).
Niestety budynki Ameryki Południowej były w przebudowie i nie udało nam się do nich wejść. Ale nie narzekaliśmy na atrakcje, gdyż przed nami były kolejne ­ biały tygrys i biały lew (rzadkość!), białe pawie, słoń afrykański, waran z Komodo i indyjski nosorożec.

Spacer w ZOO zajął nam ponad 4 godziny, mimo że zwiedzaliśmy je w dość szybkim tempie i nie zobaczyliśmy wszystkich zakamarków. Obiekt jest świetnie przystosowany do całodniowych wycieczek ­ jest sporo miejsc, gdzie można usiąść i odpocząć, zjeść (na miejscu możliwość zakupienia posiłków). Wart jest swojej ceny.

Termy w Nyíregyházi

Co dalej? Na zmęczone nogi najlepsze są termy Aquarius Élményfürdő :). Znajdują się tuż obok ZOO, więc daleko nie trzeba jechać. Ciepła woda, z dużą zawartością minerałów, baseny o różnej głębokości, jaccuzzi ­ to jest to co lubimy najbardziej.

Termy w Nyiregyhaza - Aquarius Élményfürdő

Dzień zakończyliśmy obiadokolacją w restauracji w Tokaju ­Toldi Fagado.

Smakoszom serów polecamy ser w panierce ­- pyszne. Jedna porcja spokojnie wykarmi 2 osoby (duża porcja frytek, 2 kawałki sera (na zdjęciu: ok. 8 cm długość krótszych boków trójkąta serowego + frytki schowane pod serem), a koszt niewielki -­ 1490 forintów. W tym samym lokalu warto spróbować zupy gulaszowej ­ jest ostra i “węgiersko paprykowa” :).


Węgry ­- Dzień I ­- Do Tokaju

Pierwsze promienie wiosennego słońca zawitały do Polski. Jeszcze chłodno, ale już poczuliśmy zew natury ­ nadejście wiosny postanowiliśmy świętować na Węgrzech, w znanym już nam Tokaju Wyjazd tym razem zaplanowany z wyprzedzeniem aż kilkudniowym ;).

Dzień I ­ do Tokaju

Postanowiliśmy wyjechać już w piątek, aby dodatkowo przedłużyć sobie weekend. Wyjazd z Krakowa zaplanowaliśmy na g. 14. Pół dnia urlopu i jazda!
Godzina idealna na wyjazd z Krakowa ­ bez korków, przejechaliśmy na autostradę dość szybko.

Nasza trasa (bezpłatna):
Kraków – Nowy Sącz – Muszynka – Bardejov ­- Trebisov ­- Slovenskie Nowe Mesto - ­ Tokaj zajęła nam 5 godzin (z postojami dla dzieciaków).


Bardejov

Po drodze warte zwiedzenia miasteczko słowackie Bardejov, którego stare miasto, wpisane na listę UNESCO. W miasteczku znajdują się najlepiej zachowane na Słowacji średniowieczne mury z basztami i barbakanem ­ widoczne z trasy. Dodatkowo warto ­podobno ­zobaczyć ryneczek z gotyckimi kamienicami oraz unikatowy zespół budynków gminy żydowskiej z XVIII w. i zabytkowe kościoły. My niestety nie mieliśmy czasu, więc tylko obejrzeliśmy miasteczko przez okno samochodu i pojechaliśmy dalej ­ do celu naszej podróży.

Tokaj

Zwiedzanie Tokaju i tym razem, rozpoczęliśmy od kolacji w restauracji mieszczącej się za rondem (na trasie 38) o nazwie Bonchidai Csrada. Niestety, również i tym razem raczej nie polecimy tego lokalu innym. Ani obsługa, ani posiłek nas nie zachwyciły. 
Tokaj
Po kolacji dotarliśmy do naszego hostelu Böne Vendégház És Borozó. Tu wrażenia zupełnie odmienne ­ pozytywne. Pokoje duże, przestrzenne.  W ogrodzie miejsce na grilla i do posiedzenia. Obiekt przyjmuje gości z psiakami. W hostelu jest także piwniczka z winami – dla nas idealne miejsce na wieczór, dla dzieciaków - nuda... Na szczęście w większej grupie, nasza młodzież bawiła się wspólnie w pokoju, a my mogliśmy rozpocząć degustacje win.
Hostel Böne Vendégház És Borozó
Więcej o samym Tokaju piszemy w relacji z naszej pierwszej wycieczki do tego miasta - 2 dni w Tokaju.
Z nowych ciekawostek - wypatrzyliśmy ciekawą budkę telefoniczną :D, przyjrzyjcie się i reklamy T-Mobile ;).

czwartek, 19 lutego 2015

Tatry - Kościelisko i Szaflary

Walentynki się zbliżały, więc postanowiliśmy coś zrobić. Przecież siedzieć w domu nie będziemy ;).
I tak padł pomysł wyjazdu weekendowego w Tatry.

Nocleg zarezerwowaliśmy w Pensjonacie Gromada w Szaflarach. Dlaczego tam?
Mieliśmy ochotę na ciepłą kąpiel - Pensjonat współpracuje z Termami Szaflary. W cenie noclegu, mamy wejście na termy. Trzeba przyznać, że jak na pensjonat warunki bytowe świetne - bardziej hotelowe (hotel niższej klasy) niż typowo pensjonatowe. Obsługa sympatyczna - mieszanka klimatu hotelu i rodzinnego pensjonatu. Kuchnia domowa, smaczna - choć dla niektórych może być zbyt prosta. Tuż obok  znajduje się także drewniana chata, gdzie można wynająć pokoje - ma ona bardziej "góralski" charakter.

Dzień I - Kościelisko

Weekend miał być oderwaniem od szarej, nudnej rzeczywistości, odpoczynkiem, dlatego też specjalnie się nie śpieszyliśmy. Rano wyjechaliśmy z Krakowa, aby dojechać do Kościeliska w sam raz na obiad.
Nasza trasa, którą polecamy ze względu na świetne widoku:
Kraków - Jabłonka - Czarny Dunajec - Kościelisko (mapa całej wycieczki na końcu wpisu).
W Kościelisku stołowaliśmy się w Restauracji Harnaś, tuż przy wejściu do doliny. Zdecydowanie nie polecimy tego lokalu. Obsługa zblazowana, jedzenie niedobre, zupa pieczarkowa z proszku, niedogotowana dopełniła chyba wszystkiego... 

Mieliśmy ochotę na łatwy spacer i coś smacznego po "obiedzie" -  pyszną, ciepłą szarlotkę i dobry bigos w schronisku na końcu trasy. Ruszyliśmy w głąb Doliny Kościeliskiej. Pogoda nam dopisała.
Pejzaże piękne - co tu dużo mówić, góry zimą wyglądają niesamowicie. Widoczne są jeszcze skutki zeszłorocznego halnego - stoki bez drzew uświadamiają nam siłę natury... Śniegu było dużo, miłośnicy jazdy po puchu na pewno mieli co robić :). 
Dotarliśmy do schroniska ok. g. 15 - idealna pora. Ci, którzy przyszli na obiad do schroniska właśnie go skończyli i wychodzili. Kolejki małe, miejsce do siedzenia na zewnątrz - na słońcu z widokiem na góry zagwarantowane :). Skusiliśmy się, jak zawsze w tym miejscu, na ciacho i bigos. 
Po spacerze pojechaliśmy do Pensjonatu. Początkowo planowaliśmy jazdę na nartach, ale ostatecznie wybraliśmy wieczór w ciepłych wodach Szaflarskich term.


Termy Szaflary

Z zainteresowaniem weszliśmy na Termy w Szaflarach. Dość szumnie nazwane. Kilka małych basenów, z ciepłą wodą, zjeżdżalnie. Niby to termy, niby aquapark. Coś pośrodku. Zaletą (w porównaniu np. do term w Bukowinie) jest to, że będąc w wodzie możemy wyjść z basenu wewnątrz budynku, do części zewnętrznej. Kiedyś myślałam, że to norma. Jednak okazuje się, że w polskich obiektach tego typu, nie zawsze można spotkać takie przejścia, co w zimie jest dość niewygodne. Same termy trochę nas zawiodły, więcej niż 2 -3 godzin raczej się tam nie posiedzi, bo zwyczajnie jest nudno...

Dzień II - Szaflary, Ząb i inne

Omijając słynny już korek na Zakopiance trafiliśmy do kilku mniejszych miejscowości. Ich kręte drogi, prowadziły nas to w górę, to w dół, dostarczając wyjątkowych widoków. Fantastyczna panorama zimowych Tatr w piękny słoneczny dzień - niecodzienny widok, wart przypalania sprzęgła ;).


Tatry zimą
Trasa Kraków - Kościelisko - Szaflary - Ząb - Bańska Wyżna - Bańska Niżna - Kraków
Idealna weekend - 2 dni z 1 noclegiem.




niedziela, 7 grudnia 2014

Dolnośląskie -­ Pałace i Ogrody

Dzień II

W planach mieliśmy zwiedzenie wszystkich zamków i ogrodów, jak na dolinę przystało. Gdy zobaczyliśmy mnogość obiektów, szybko zweryfikowaliśmy trasę i ograniczyliśmy się do Jeleniej Góry i okolic, tym bardziej, że pogoda nas nie rozpieszczała (było zimno, mokro, ogólnie nieprzyjemnie) - nawet zdjęcia jak na złość, jakieś takie "niewyraźne" ;)
Dolina Pałaców i Ogrodów - mapa
Co ciekawe, zamki i pałace znajdują się w niewielkiej odległości od siebie, więc którykolwiek kierunek wybierzemy, zawsze co najmniej 2 lub 3 mamy na trasie.

Jelenia Góra

Stare miasto Jeleniej Góry powitało nas ślicznym rynkiem z kolorowymi kamienicami z podcieniami.
Jelenia Góra - rynek
Chcieliśmy odwiedzić nawet Brodway, ale niestety był jeszcze zamknięty ;). Po krótkim spacerze pojechaliśmy dalej do zamków.
Jelenia Góra - rynek - Brodway

Pałac w Łomnicy

Punkt drugi wycieczki to Pałac w Łomnicy. W tym dniu odbywał się w nim Kiermasz Adwentowy. Część zamku została udostępniona na jarmark, dzięki czemu można było obejrzeć ją bez dodatkowych kosztów.

Pałac w Łomnicy
Wyjątkową i oryginalną ciekawostką była uruchomiona kuchnia zamkowa, w której przygotowywano regionalne smakołyki. Kucharze, przebrani w stroje z dawnych epok, gotowali oraz zapoznawali publiczność z historią regionalnej kuchni polskiej. Ciekawym smaków polecamy oryginalne, regionalne kindżoki.
Kieromasz Adwentowy 2014, Pałac w Łomnicy
Naprzeciwko zamku, przed folwarkiem w Łomnicy (gdzie obecnie mieści się restauracja) można było zakupić regionalne produkty żywnościowe i nie tylko...

Pałac Wojanów

Tuż obok kolejna budowla ­ Pałac Wojanów. Pięknie odrestaurowane budynki mieszczą obecnie hotel SPA z basenem, a wokół zadbany park pałacowy. Całość wygląda naprawdę urokliwie i zachęca do odwiedzin.
Pałac Wojanów

Pałac Wojanów - Park

Zespół pałacowo-­parkowy w Bukowcu

Kolejny punkt na trasie to Zespół pałacowo-­parkowy w Bukowcu. Po drodze kilka razy zastanawialiśmy się, czy nasz GPS na pewno nas dobrze prowadzi... Obiekt jest niestety mocno zaniedbany. Pojedyncze budynki odnowione z funduszy unijnych, zamknięta kawiarnia. Niestety wiele nie udało się zobaczyć.
Zespół pałacowo-­parkowy w Bukowcu - Pawilon Herbaciarni
Zespół pałacowo-­parkowy w Bukowcu
Zespół pałacowo-­parkowy w Bukowcu
Przemarznięci postanowiliśmy pojechać na obiad do Karpacza. Nie wjeżdżaliśmy wgłąb miasta, zatrzymaliśmy się na początku, aby rozgrzać się pysznym kremem dyniowym i w drogę...

Pałac Miłków

Dotarliśmy do Miłkowa, gdzie szybciutko obejrzeliśmy z zewnątrz Pałac Miłków, odresturowany, mieści obecnie hotel.
Pałac Miłków
Po całym dniu wróciliśmy do hotelu, aby przygotować się na bal andrzejkowy w Pałacu Paulinium. Oj działo się, działo... ­ bal polecamy :D.

Dzień III ­ Powrót

To w zasadzie powrót do domu i czas na odwiedziny u znajomych po drodze. Z Jeleniej Góry kierowaliśmy się w kierunku autostrady A4 poszukując regionalnej karczmy na obiad. Niestety zawiedliśmy się ­ nie znaleźliśmy nic. I tak, bardzo głodni skończyliśmy w McDonaldzie na trasie A4...

Dolny Śląsk ­w 3 dni
Dzień I - Kraków - Jelenia Góra
Dzień II i III:
Trasa: Jelenia Góra ­- Łomnica -­ Wojanów -­ Bukowiec -­ Karpacz -­ Miłków -­ Jelenia Góra

piątek, 7 listopada 2014

Dolnośląskie ­- Dzień I -­ Jelenia Góra

Wyjazd do Jeleniej Góry planowaliśmy od dawna. Dostaliśmy w prezencie zakupiony Groupon na nocleg w Pałacu Paulinum i termin, w którym mogliśmy go wykorzystać, zbliżał się ku końcowi. Zdecydowaliśmy się pojechać do Doliny Pałaców i Ogrodów w ostatni weekend listopada. Chcieliśmy obejrzeć dolinę w trakcie polskiej złotej jesieni oraz... spędzić niezapomniane Andrzejki. W końcu ile razy w życiu będzie okazja, aby iść na bal andrzejkowy do Pałacu? ;)

Wyjazd zaplanowany w piątek, przed południem. Trasa długa, a po drodze może coś ciekawego jeszcze mogło się zdarzyć?
Dojazd nie przysporzył nam większych kłopotów: Kraków - Jelenia góra autostradą A4.


Dojechaliśmy do Pałacu Paulinum ok. g. 18. Po zameldowaniu, kolacja. Hm... krótko mówiąc ­ poprawna.

Pałac Paulinum w Jeleniej Górze

Pałac odrestaurowany jakiś czas temu, prezentuje się ciekawie, ale widać już rys czasu.
Niektóre rozwiązania trochę zaskakują ­ są budżetowe, ale lepsze to, niż niszczejące budynki. Niestety ogród jest zaniedbany, więc nie zachęca do spaceru.

Pałac Paulinum
Źródło: http://www.dolnyslask.info.pl

Termy Cieplickie

Po kolacji wybraliśmy się do jeleniogórskich nowo-otwartych Term Cieplickich i tak zaczął się wieczór pełen zaskakujących sytuacji...

Wszystko zaczęło się od... pękniętej butelki wina w samochodzie. Na szczęście gumowe dywaniki wyłapały większość trunku i dość łatwo udało się go “unieszkodliwić”. Jednak aromat unoszący się w samochodzie był “niezapomniany” :). Po udanej walce z winem, dojechaliśmy na termy ­ była już prawie godzina 20. Podeszliśmy do kasy, aby zakupić bilety. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy okazało się, że jesteśmy xxx klientami i wygraliśmy karnet do term. Uśmiechnięci i zadowoleni staliśmy się na moment “lokalnymi gwiazdami”. Jednak to nie koniec niespodzianek. Weszliśmy do szatni, aby po 10 min wyjść, ponieważ jak się okazało zapomnieliśmy strojów... :D. Koń by się uśmiał. Na szczęście obiekt otwarty był do g. 22, więc zdążyliśmy pojechać do hotelu i wrócić, a następnie skorzystać z basenów. Pora okazała się idealna ­ mało ludzi, wręcz chwilami miało się wrażenie, że nikogo oprócz nas nie ma. Można powiedzieć, że Jelenia Góra przywitała nas wyjątkowo ciepło.

Poznajcie Termy Cieplickie:



Dolny Śląsk ­w 3 dni
Dzień I - Kraków - Jelenia Góra
Dzień II i III
Trasa: Jelenia Góra ­- Łomnica -­ Wojanów -­ Bukowiec -­ Karpacz -­ Miłków -­ Jelenia Góra

niedziela, 17 listopada 2013

Węgry ­ Tokaj w 2 dni


Długi, listopadowy weekend zapowiadał się wyjątkowo nieciekawie. Trzy dni wolnego spędzone w domu, bez planów...

Piątek g. 20 telefon od kolegi:
Kolega: Macie plany na weekend?
My: Nie.
Kolega: Co powiecie na wyjazd jutro do Tokaju na 2 dni?
My: Do Tokaju? W sumie czemu nie. A gdzie to?

I tak zaczęła się przygoda :).

Idziemy spać. Czeka nas krótka noc - umówiliśmy się na 6 rano na granicy Krakowa. Noclegi wyszukane na szybko i zarezerwowane, pakowanie w 5 min. Co robimy z psem? Szybka decyzja - jedzie z nami :).

Dzień I - Do Tokaju

Sobota g. 5 rano...
Pierwsza myśl: “Chyba zwariowaliśmy, chodźmy spać”.
Za chwil przyszło otrzeźwienie: “przecież jedziemy” :) i radosne zerwanie się z łóżka.
Spotykamy się na trasie z kolegą i jego ekipą, ustalamy plan działania.

Jedziemy trasą:
Muszynka ­ - Koszyce ­ - Tokaj.

Nie znamy do końca drogi (nikt nie zdążył się dobrze zapoznać z mapą), czas mamy ograniczony, dlatego decydujemy się jechać płatnymi autostradami przez Słowację, aby przyśpieszyć dojazd do celu. Nie mamy nic do jedzenia, więc po drodze zatrzymujemy się, żeby kupić cokolwiek na cały dzień.
Słowację przejeżdżamy bez większych problemów.

Docieramy do Węgier. Zmiana decyzji - decydujemy się ominąć płatne drogi. Jedziemy trochę w ciemno, no ale przecież mamy GPS = damy sobie radę.
W trakcie jazdy natrafiamy na drogę, która metr za metrem, staje się coraz mniej cywilizowana. Jedziemy przez miejscowości romskie, które wyglądają, jak wyjęte z filmów National Geographic: bieda, zaniedbane dzieci biegające po ulicach, powybijane szyby, dziurawy asfalt - a w zasadzie miejscami jego brak, stare, zepsute samochody stojące przy rozwalających się domach. Mieszkańcy przyglądają nam się z zaciekawieniem, czujemy się trochę dziwnie... Droga zaczyna  wspinać się w górę, dziury w asfalcie wymuszają na nas jazdę slalomem. Jest coraz gorzej ­- czy to nie przypadkiem ślepa uliczka? Po jakimś czasie mijamy pierwszy, od dłuższego czasu, samochód i oddychamy z ulgą... - przecież skądś ten samochód musiał przyjechać. Chwilę później dojeżdżamy do “normalnej” drogi i równocześnie krzyczymy w aucie: "Uratowani!" ;).
Po ok. 1 godzinie mijamy znak drogowy rozpoczynający miejscowość - cel naszej podróży - Tokaj.



Na szczęście hostel Vasko Panzio Borprince udało nam się znaleźć bez problemu. Pokoiki małe, ale przystępne. Na korytarzu lodówka, czajnik. WiFi jest, ale coś słabiutkie...
Po zameldowaniu i spacerze z psami, postanowiliśmy coś zjeść, ale najpierw poszukiwania bankomatu...
Znaleziony! Na szczęście menu było po angielsku, więc wypłacamy. Pojawiają się kwoty do wypłaty i... Chwila konsternacji i zastanowienia “w zasadzie to jaka jest waluta węgierska i jaki ma przelicznik?”. Z uśmiechem spojrzeliśmy na “tysiące forintów” jakie można wypłacić i bazując na “doświadczeniu życiowym w obsłudze bankomatów” wybraliśmy środkowe kwoty ­- na coś powinno wystarczyć. Po za tym Węgry to cywilizowany kraj :) i płatności kartą to nie problem.

Obiad zjedliśmy w restauracji  Bonchidai Csrada. Obsługa nie mówi po polsku, ani po angielsku, ale za to mają menu w naszym języku. Jedzenie średnie, jednak byliśmy już tak głodni, że spałaszowaliśmy całość bez marudzenia.

Tokaj

Po obiedzie czas na zwiedzanie Tokaju. Małe, urokliwe miasteczko, położone u podnóża  krateru wulkanicznego. Znane (jak się zapewne domyślacie) z wina. Winny przemysł rozpoczęli tu Włosi w XIII wieku. Rozkwit winiarstwa to zasługa greckich kupców, którzy, uciekając przed Turkami, osiedlili się w regionie w XVII i XVIII wieku.

Tokaj
Miasteczko zachwyca wąskimi uliczkami, pełnymi zakrętów ­ przypominają włoskie miasteczka. Co krok to inna piwniczka z winami. Dla miłośników tego trunku to­ prawdziwy raj. Przy rynku pomnik Rakoczego ­ - bohatera narodowego Węgier, ­ który sfinansował i poprowadził  Węgrów do powstania przeciwko Habsburgom. W pobliżu piwnice Rakoczego, największe w tym kraju. Niestety były zamknięte, więc nie udało nam się zobaczyć słynnej Sali Rycerskiej o wymiarach (bagatela): 10 metrów szerokości, 28 metrów długości i 5 metrów wysokości. Obecnie Piwnice są miejscem, gdzie odbywają się eventy.
Tokaj

Degustacja Tokaju

W pobliżu Tokaju znaleźliśmy winnicę  Disznókő (warto obejrzeć zdjęcia na stronie, w trakcie naszej wycieczki niestety nie udało nam się wykonać dobrych fotografii). Plantacja winogron jest olbrzymia - robi wrażenie. Budynki architektonicznie wpisane w pejzaż, tworzą sympatyczny nastrój. Część z nich to oryginalne budowle z początków winnicy (XVII w.).

Winnica  Disznókő 
Zdecydowaliśmy się uczestniczyć w degustacji win, która połączona była ze zwiedzaniem winnic, winiarni i piwnic. Mieliśmy okazję zobaczyć wytwórnię wina w dość małej grupie -­ oprócz nas były jeszcze tylko 2 osoby. Rozmawiając z nimi okazało się, że mieliśmy wyjątkowe szczęście ­- o tej porze roku większość winnic jest zamkniętych. Nasi współtowarzysze jeździli od 2 dni i szukali miejsca do zwiedzenia, a my? Trafiliśmy za pierwszym razem. Winnica Disznókő,  także przeprowadzała właśnie ostatnią - naszą - degustację w sezonie. Było to bardzo ciekawe - wielkie kadzie z winogronami, beczki z winem.
Winnica  Disznókő
Poznaliśmy obecny sposób wytwarzania wina oraz mieliśmy okazję degustować ciekawe roczniki. I tak zakończyliśmy dzień pełen wrażeń. Czas do hotelu...

Dzień II

Niedziela miała być spokojnym dniem, spędzonym na poszukiwaniu ostatnich atrakcji i powrocie do domu.
Polecamy Muzeum Miejskie w Tokaju, ­ gdzie poznacie historię wytwarzania wina.

Muzeum Miejskie w Tokaju
Muzeum Miejskie w Tokaju - piwnica
Postanowiliśmy wjechać także na górę Tokaj, gdzie znajduje się świetny punkt widokowy na okolicę. Dla nas, nieprzyzwyczajonych do krajobrazów wulkanicznych, góra jest sporym zaskoczeniem. Wyjeżdżamy samochodem na samą górę, aby wyjść i zobaczyć z każdej strony wielki płaskowyż,­ aż po horyzont.

Panorama z góry Tokaj
Następnym punktem podróży były okoliczne miejscowości. Praktycznie we wszystkich, na każdej ulicy można bez problemu znaleźć małe, przydomowe winiarnie. W miejscowości Tarcal udało nam się znaleźć taką, która produkowała czerwonego Tokaja - szczerze go polecamy...